Ulice te same, wśród domów znanych na pamięć. Wciąż droga
jedna prowadząca do celu, a ludzie na niej… ci sami co zwykle. Patrzę, ale nie
widzę. Rozglądam się, lecz tylko na ulicy z obawy o własne życie. Gdy tylko mam
czas wyjeżdżam na tak długo, jak mogę. Gdzieś w pewnym momencie pod skórę
wkradła się monotonność, co ciągle dni odlicza od piątku do niedzieli. Marzyć
można tylko o palmach wysokich, a piękno dostrzegać w obłokach na niebie.
Jeździć tylko gdzieś daleko, najlepiej pociągiem, by poznać nowych ludzi i
zwiedzić nowe miejsca; Na ścianie wieszamy obrazy krain zachwycających,
pięknych, ale… odległych. Wpatrujemy się w nie tęsknym wzrokiem, wzdychając
nawet nad tymi samymi, choć przecież wspanialszymi obłokami. Z wycieczki na
koniec świata przywozimy niezwykły kamień, szczycimy się nim i stawiamy w
widocznym miejscu na półce, choć w naszym ogrodzie aż roi się od tym podobnych
okazów… Palcami wodzę nieodkryte kształty, spoglądam w dal ponad moją
codzienność, zapamiętuje chwilę pod wysokimi palmami, by zmóc wspominać ją gdy
słońca na niebie zabraknie. Przede mną majaczy szereg możliwości pokładany w
dwuszeregu, lecz ja widzę tylko ostatnie pary, po pierwsze przysłania mi mgła
moich uprzedzeń.
Możliwość[1]
Wolę
mieć wybór,
Niż
nie mieć go wcale.
Wole
podróże dalekie –
do
pracy i z powrotem.
Wolę
błękit nieba
od
palmy wysokich.
Wolę
być sobą.
Wolę
widzieć coś sama.
Wolę
anonimowość
od
sławy powszechnej.
Wolę
żyć w okrutnej prawdzie,
niż
tańczyć z szczęśliwym kłamstwem.
Wolę
ludzi innych.
Wolę
błękit morza
i
błękit nieba jednocześnie.
Wolę
słońca zachody.
Wolę
drogę od celu.
Wolę
żyć wśród pracowitych mrówek,
niż
być dumnym pawiem i nic nie robić.
Wolę
prozę,
lecz
nie od poezji.
Wolę
mieć to wszystko
i
nic, jednocześnie.
Festiwal
Podróżniczy „Wiatraki”:
Podtrzymywanie
tradycji, zwłaszcza tych lokalnych to bardzo ważne zadanie zarówno władzy, jak
i mieszkańców danej miejscowości. Szczególnie jeśli jest to jakieś małe
miasteczko na prowincji oddalone od stolicy, czy jakiegoś większego miasta o
wiele kilometrów. Często w takich miejscach społeczeństwo ma nieco inne
poczucie własnej wartości, do którego nie odnosi się telewizja skoncentrowana
na większych skupiskach ludności. A jednak warto pielęgnować w nas to, co
zostało zasiane w chwili naszych narodzin. Bo to coś absolutnie unikatowego,
coś z czego możemy być dumni i czego nie powinniśmy zmieniać ze względu na
obowiązującą modę. Wyobraźmy sobie, że każde małe miasteczko oraz okoliczne
wsie oddalone od dużego miasta o wiele kilometrów, to osobne plemiona, które w
ogromnym stopniu decydują o ogólnym funkcjonowaniu naszego narodu. Plemiona te
z roku na rok maleją przez narastającą globalizację i chęć życia jak inni.
Przemieniają się w jednolitą masę, która dąży do uzyskania odpowiedniego
pułapu; Co innego tyczy się miast zacofanych, namacalnie potrzebujących środków
powszechnie dostępnych w innych miejscach. Wtedy należałoby udzielić tej
mieścinie wsparcia materialnego i edukacyjnego – niestety często ograniczone
środki finansowe skutkują ograniczonym wykształceniem, a przecież te dwie
rzeczy, nie powinny mieć ze sobą nic wspólnego.
W
moim rodzinnym mieście już od kilkunastu lat (w tym roku doczekaliśmy się już
XVI edycji) jest corocznie organizowany Festiwal Podróżniczy „Wiatraki”, który
propaguje podróże nie tylko all inclusive,
ale również bardziej eksploracyjne. Z tej okazji jest organizowanych
kilkanaście spotkać z polskimi znanymi podróżnikami. W tym roku odwiedzili nas
m.in.: Piotr Mojżyszek, Dorota Chojnowska, Łukasz Supergan, Joanna Pajkowska,
Krzysztof Starnawski oraz Robert Makłowicz. To tylko jedni z nielicznych gości,
których można było spotkać 24-27.10. Muszę powiedzieć, że było naprawdę
interesująco, zresztą co roku jest – a porównanie mam, bo chodzę już od kilku
lat. Pokrótce opowiem o wykładach, na których byłam, po to aby pokazać Wam
nieco innych sposób podróżowania, niż jest nam na co dzień znany.
Festiwalowi towarzyszyła wystawa „Sen o Saharze” Doroty Chojnowskiej i Selima Saffarini |
Łukasz Supergan: „Milion kroków przez
Izrael”:
Łukasz Supergan
specjalista od wędrówek długodystansowych przeszedł cały Izrael – z południa aż
na północ, ponad 1000-kilometrową trasę przez Izraelski Szlak Narodowy.
Twierdzi, że „aby dobrze poznać jakiś kraj, należy go przejść pieszo”. To też udowodnił
w swojej dwumiesięcznej podróży przez to niewielkie, aczkolwiek interesujące
państwo. Łukasz Supergan podczas swojej drogi szukał odpowiedzi na pytanie: Czym
jest współczesny Izrael? Myślę, że udało mu się rozwiązać tę zagadkę. Bo najlepiej
poznaje się nowy kraj spacerując samotnie i podziwiając piękne widoki, ponieważ
wtedy można spotkać ludzi podążających w tym samym kierunku. A koniec końców
podwaliną każdej kultury są mieszkający w niej ludzie – bez nich nie było by
ani kraju, ani żadnej społeczności, tylko puste bezdroża bez żadnej żywej duszy
w zasięgu wzroku.
W
XXI wieku świat stoi przed nami otworem. Dzisiaj mając odpowiednie środki
finansowe możemy znaleźć się w niemal dowolnym miejscu na ziemi w przeciągu
zaledwie kilku, kilkunastu godzin. To bardzo pomocne, szczególnie wtedy gdy
odczuwamy wewnętrzną potrzebę odkrywania świata, której nie są w stanie
zaspokoić nawet najlepsze reportaże, czy książki podróżnicze. Jednak w tych
wszystkich możliwościach, które majaczą nam gdzieś na horyzoncie, najczęściej
wybieramy te znajdujące się najbliżej nas – czyli jednocześnie te najbardziej
popularne, utarte szlaki. Nawet chętniej z własnego wyboru pojechalibyśmy do
Tokio, niż do jakieś malutkiej wioski w innej części kraju, w której pozornie
nie ma nic interesującego. Izrael to ta sama para kaloszy, co owa wioska, z tą różnicą
że dodatkowo ma jeszcze ogromne znaczenie religijne dla: chrześcijaństwa,
islamu i judaizm, co też przyciąga co roku rzesze turystów z całego świata,
którzy najczęściej kierują się do Jerozolimy. Jednak mam wrażenie, że oprócz kontekstów
religijnych oraz politycznych, nie wiemy za dużo o tym kraju. W zasadzie nie
tylko o tym, ale również o wielu, wielu innych, leżących pozornie w zupełnie
innym świecie, czy w ogóle na innej planecie. Więc możliwość dowiedzenia się
czegoś więcej na temat Izraela, była dla mnie doskonałą okazją do poszerzenia
mojego światopoglądu. A gdy pojawia się taka okazja, to grzechem by było z niej
nie skorzystać. Na dodatek podróżnicza tematyka bywa niebywale inspirująca –
dodaje skrzydeł szczególnie wtedy, kiedy otaczająca nas rzeczywistość wydaje
się aż nadto nieinteresująca. Bo ja powiedział
Paulo Coelho: „Jeśli myślisz, że
przygody bywają niebezpieczne, spróbuj rutyny. Ona jest śmiercionośna”.
Nasze
korzenie to wschód bliski. To kraje ciepłe, latem wręcz gorące. Tam narodziła
się nasza wiara, która rządzi nami już od wieków kilku. Przy gwieździe
największej ze wszystkich przyszedł na świat ten, do którego oczy wznosimy błagalne.
Niejedni, spragnieni wewnętrznej mądrość wracają do miejsc, gdzie kiedyś żył
naprawdę. Proszą by wrócił i pomógł, bo sami nie dają już rady. Bardzo to
wszystko złudne, Jego już nie ma, tam gdzie był wcześniej. Teraz jest wszędzie
tam, gdzie my jesteśmy; Ale oprócz tego korzenie bliskiego wschodu są inne, niż
nam się zdaje. Panuję tam walka powszechna, nie tylko o dobro moralne. Młodzi,
co edukację i służbę już swą zakończyli idą w szlak długi, by na powrót swą
naturę odnaleźć. Szukają perspektyw, oraz tego co ich ukoi. Zazwyczaj znajdują
to wśród pustyń gorących, urwisk gwałtownych i zieleni soczystej, jak owoc w
pełni dojrzały, rosnący na gruszy przy drodze. Pomiędzy tymi co wędrują by
siebie odszukać, jest taki jeden co idzie z południa na północ, by poznać tych,
co w tym samym kierunku zmierzają. Chcę przy iskrzącym się ogniu, w noc ciemną
z księżycem w pełni wsłuchać się w melodie słów ludzkich w opowieść ułożoną. W
opowieść wyjątkową i niepowtarzalną – bo taka noc jak ta, już więcej po raz
drugi nie będzie trwać.
Krzysztof Starnawski: „Sac Actun i Dos Ojos
– eksploracja najdłuższego na świecie zalanego systemu jaskiniowego”:
Nieważne czy mówimy o kosmosie, ziemi, czy
podwodnych głębinach świat wszędzie jest tak samo zachwycający. Zachwycające
jest w nim błękitne niebo, puszyste obłoki o nietypowych kształtach, zapach
polnych kwiatów i lasu o poranku, a także malutkie rybki pływające spokojnie
przy kolorowych rafach, a także ludzie – ich miłe, bezinteresowne uśmiechy,
wzajemna pomoc wynikająca z drzemiącego w nas człowieczeństwa, a nie
materialnych korzyści. To wszystko tworzy świat, w którym żyjemy, przynajmniej
tę bardziej zachwycającą część…
Jak
wcześniej wspomniałam w XXI wieku przy pomocy odpowiednio wysokich środków
finansowych możemy dotrzeć prawie wszędzie. W tym wypadku „prawie” odkrywa
główną rolę, bo większość z nas raczej nigdy nie będzie miała okazji zwiedzić
podwodnego świata zalanych jaskiń, które są kolejnym elementem naszej cudownej
układanki.
Krzysztof
Starnawski to podróżnik eksplorujący Meksykańskie podwodne jaskinie, które
stanowią największy zalany system naturalnych labiryntów. W dzisiejszym
świecie, aby odkryć coś nowego, potrzeba nie lada determinacji i wykształcenia.
Bo wszystko co proste i łatwo dostępne, zostało już dawno odkryte. Więc by
zostać Kolumbem XXI wieku trzeba być kimś ponad przeciętnym, kimś kto nie boi
się postawić nad swoim życiem jeden wielki znak zapytania, tylko po to, by móc
eksplorować coś, co eksplorowane dotąd nie było.
Za płycizną odkrytą jest głębia niezmierzona.
Głębia pełna tajemnic i skrycie przechowywanych sekretów. Zanurzmy się głębiej
w poszukiwaniu rzeczy nieznanych, oraz swoich słabości, które pokonać możemy.
Bo siedzenie ciągle w jednym miejscu nie leży wcale w mojej naturze, już wolę
przemierzyć niestabilny most zawieszony tuż nad wielką przepaścią, niż nudę
nieodkrytą, która żadnych wyzwań nie stawia. Podwodny świat nie różni się tak
bardzo od naszego. W nim również kryje system, wewnętrzny kod, regulujący
wszystkie sfery jego życia. My jesteśmy tylko obserwatorami, nurkami,
obserwującymi wszystko zza szklanej szyby maski, która nie pozwala nam w tej
podwodnej przestrzeni oddychać pełną piersią; Nie raz tam na dole musimy się
zmierzyć z naszymi lękami, obawami, słabościami. Musimy przekroczyć pewną
granicą by zmienić nie tylko świat, ale przede wszystkim siebie. Bo zarówno pod
wodą, jak i na powierzchni żyjemy w skomplikowanym labiryncie, z którego nie
sposób odnaleźć wyjście. Szukamy więc czegoś, co pomoże nam przetrwać jak
najdłużej. Mogą to być podróże, te małe i te duże, a także wszystko co tak nam
bliskie – wieczór leniwy, kolacja przy świecach, uśmiechy bliskich… oraz
nieprzebrana toń wody, która w swojej jednolitej konsystencji uspokaja i
wycisza na tyle, by móc pewnym krokiem przemierzać krainy nad i pod, wszystkim
i niczym.
Robert Makłowicz: „W kulinarną podróż”:
Przez smak, węch i wzrok podróżujemy najczęściej, wybierając się na drugi
koniec świata nie opuszczając nawet własnej rodzinnej kuchni. A to wszystko po
to, by skosztować wspaniałość tego, co rośnie wysoko i nisko, daleko i blisko.
Oto nasza kultura, w najbardziej konsumpcyjnym słowa tego znaczeniu. Choć
konsumpcja w tym przypadku jest nieodłączna, to jednak w nadmiarze bywa również
szkodząca.
Ciekawie jest spotkać się z kimś,
kogo wcześniej można było zobaczyć w telewizji. Wydaje mi się, że ta granica telewizja
– rzeczywistość jest interesującym zjawiskiem. Bo często to, co oglądamy w
szklanym zwierciadle wydaje nam się takie odległe, przerysowane i może nawet
nierzeczywiste. A jednak te dwa zupełnie różne światy mają jednak jakiś punkt
wspólny: są to rozpoznawalni aktorzy, prezenterzy… których możemy na co dzień
spotkać czy to na ulicy, czy w sklepie spożywczym. Wtedy dziwimy się nie raz
jak mogliśmy natknąć się na taką osobę w takim miejscu. A przecież owa osoba
jest takim samym człowiekiem, jak my, który również musi sam gotować sobie
obiady. Co innego udać się na wcześniej zaplanowane spotkanie autorskie – tu
już nas nic nie zdziwi, bo ta osoba, jak i my siedzimy na odpowiednich
miejscach.
Tak też było w moim przypadku.
Niejaki Robert Makłowicz siedział sobie wygodnie na scenie i gawędził w najlepsze
z organizatorem festiwalu, podczas gdy ja, oraz wiele innych osób, siedziało
potulnie na widowni, wpatrując się tęsknym wzrokiem w swojego mistrza. A owo
spotkanie przebiegało następująco:
Historia długa i niezwykle ciekawa, to zawsze początek wielkiej przygody.
W odmętach korzeni drzewa genealogicznego staraliśmy się znaleźć jakiś wspólny
punkt dla ziarenka kogoś podziwianego. Kogoś, kto zjeździł już niemal świat
cały i kto zakosztował już świata na wszystkie znane mi sposoby. Tak oto
wędrowaliśmy przez góry, morza, lasy, by po drodze odwiedzić państwowe
wiadomości, podające nowe wieści nieustannie; Oto doszliśmy do celu – do sadu
wielkiego, koło pastwiska małego, gdzie je się powoli, jakoby z większym
smakiem. Tam w kuchni pod gwiazdami, narodziło się inspiracji tysiące, jak jeść
zdrowo i w zgodzie z samym sobą; Gdy nasz przewodnik już na spoczynek się
udawał, gromkimi brawami został pożegnany, bo w dzisiejszych czasach jakże mało,
och jak mało (!) jest autorytetów, którzy mówią nam jaką drogę powinniśmy
wybrać.
Więc co czekasz nędznie na to, co Ci
los przyniesie. Pakuj manatki i heja! Bo jakże krótkie życie czeka jeszcze na
Ciebie.
„Podróżowanie nie jest kwestią pieniędzy, tylko odwagi.”
– Paulo Coelho
Komentarze
Prześlij komentarz