Diabeł ubiera się u Prady tak jak chcę, nie bacząc na nic i na nikogo


           

             Czy lubisz dziewczę w szafie mieć sukien pod dostatkiem? Czy lubisz chodzi modnie ubrana, lub czy też gustujesz w zbytkach wszelakich? Myślę, że tak, choć zbytkami byś tego nie nazwała wcale. Ale czy warto od razu za pięć pokazów duszę swą diabłu sprzedawać za pół ceny? Sądzę, iż Twoja dusza dużo więcej jest warta. Więcej, niż szafy wypchane klejnotami, więcej niż Twoje marzenia o zbytkach wszelakich, które nie raz pod nosem nucisz. Lecz stety, bądź nie na błędach własnych, bądź cudzych wiecznie uczyć się trzeba – tak jakby więcej win by nam było potrzeba; Ciekawą historię mam dla Ciebie znowu, o tym byś wszystkie zbytki pozostawiła w pokoju.
            Więc raz se była dziewczyna w zbytkach wcale, a wcale nie gustująca. Pragnęła on tylko w gazecie pisać, nie w jakieś konkretnej[1], w gazecie po prostu. Więc o posadę się starała w pewnym zbytkownym piśmie; o dziwo też ją otrzymała. Od tej pory marny los był dziewczynie pisany, bo zaprzedała duszę diabłu, co się stroi u Parady[2]. Latać musiała na posyłkę każdą, nie ważne że zbytków wcześniej nie znała, miała biegać od góry do dołu – pani kazała, cóż zrobić, gdy nie ma wyboru; Lecz o dziwo wszystko tak jej się spodobało, że owo dziewczę tylko raz płakało. Płakało krótko i zaraz znowu uśmiechnięte chodziło, bo jak tu się smucić, kiedy zbytków w koło pełno?; Och marny był jej los, jak marny. Dobrze, że paktu krwią swą nie podpisała, bo by tego do teraz żałowała. A tak wolna idzie drogą. Wolnością się cieszy i uśmiecha wesoło. Cóż z tego że pieniędzy nie ma tak wiele jak wcześniej? Że diable codziennie dobranoc nie mówi? Przynajmniej teraz w swym życiu pospiesznym (lecz i tak wolniejszym, niż przedtem) swej duszy po drodze nie zgubi. A czy nie lepsza wolność i swoboda, i to że nie goni nas żadna trwoga – od tego co świat daje nam w ofierze, od zbytków wszelakich, żądzy pieniędzy i tego by pędzić, pędzić nieustannie.


O modzie krótkiej, nietrwałej i niepotrzebnej:


            Jak ma się czuć bluzka dwa razy ubrana? Czy nie jest jej przykro, że tak brutalnie ją wyrzucamy, często tym samy kończąc jej żywot krótki? Dzisiejszy konsumpcjonizm daje nam we znaki nie tylko w nadmiernej produkcji plastykowych produktów, ale również w krótkotrwałej i sezonowej modzie. Te wszystkie nasze wybory, te wszystkie nieprzemyślane zakupy podczas promocji na wyprzedaży w pośredni sposób przyczyniły się do tragicznych skutków ocieplenia klimatycznego, z którym obecnie się zmagamy. Bo skoro ludzie kupują dużo, to znaczy to tyle, że jeszcze więcej trzeba produkować. A owa produkcja (np. ubrań) zazwyczaj ma swe skutki w środowisku, ale również w życiu ludności, produkującą dane produkty. Już nie raz obiegła świat informacja w jakich nieludzkich warunkach pracują niektórzy pracownicy międzynarodowych koncernów. To czysty biznes, nieporównywalny zysk, który niezaprzeczalnie łączy się z barbarzyństwem. Lecz najgorsze w tym wszystkim jest to, iż po mimo tej wiedzy dalej nic się nie zmieniło, lub zmieniło się naprawdę niewiele, w skali ogromu tego problemu. Bo kto decyduje o tym jak pracują, bądź będą pracować ci ludzie? Cóż oczywiście, że ich pracodawca. Ale ów pracodawca to biznesmen bez serca, dla niego liczy się tylko stan gotówki na koncie, nic po za tym. Wobec tego tylko my, konsumenci mamy wpływ ma to, czy dalej będzie tak samo źle, czy może odrobinę lepiej. To nie prawda, że ten problem nas nie dotyczy. W kwestii naszej rosnącej z roku na rok konsumpcji dotyczy nas wszystko, co kupujemy. Klient jest królem rynku, nie pracodawca. W XXI wieku, w bezwzględnej gospodarce rynkowej to konsument decyduje o wszystkim, a szef sprawujący pieczę nad wytwarzaniem danego produktu może albo dopasować się do zmieniających się potrzeb swoich klientów, albo już po woli porządkować dokumenty na swoim biurku, bo na dłużej w tej pracy na zabawi. Rzeczywistość w której żyjemy jest brutalna: masz kasę masz głos, nie masz kasy, to nie liczysz się wcale. Myślę, że czasem nie zdajemy sobie sprawy, jak ogromne znaczenie ma to, co kupujemy. W zasadzie to objaw naszej największej wolność – wolności wyboru i podejmowania decyzji. Bo w chodząc do sklepu z pośród kilku „takich samych” produktów możemy wybrać jeden, ten najbardziej przez nas pożądany, który wyróżnia się na tle pozostałych, czymś co nas do niego przyciąga, czymś, co każe nam kupić właśnie ten produkt, a nie żaden inny. Nasza decyzja może być podyktowana walorami estetycznymi, dobrą opinią, czy naszymi wewnętrznymi przekonaniami. Właśnie wtedy, gdy do głosy dochodzą nasze wewnętrzne przekonania, możemy być pewni, że kupując dany produkcji kierujemy się wolną wolą – to znak, że nie zostaliśmy zmanipulowani, przez kłamliwą telewizję i pojawiające się na każdym kroku reklamy. A nasza ideologia nieodłącznie wiąże się z wyznawanymi przez nas wartościami. To, że niektórzy nie kupują produktów zapakowanych w niepotrzebny plastik, albo zrezygnowali z konsumpcji mięsa na rzecz poprawy środowiska, doskonale pokazuję nam, jak ważne jest kupowanie świadome tego co jest nam potrzebne i tego co jest w zgodzie z naszym wnętrzem. Wracając od mody. W XXI wieku rzesza niezliczonych ubrań jest dostępna dla wszystkich bez żadnych ograniczeń. Co więcej te ubrania zazwyczaj są tak tanie, iż przy naszym ograniczonym domowym budżecie możemy sobie pozwolić na ich częste wymienianie. Zmieniamy garderobę nie dlatego, że nasza obecna nie nadaje się już do użytku, ale dlatego że taki mamy kaprys. Że chcemy nadążyć za bardzo szybko zmieniającymi się trendami. Ta cała pogoń za byciem „fancy” i na czasie jest całkowicie niepotrzebna. Bo dlaczego mam ubierać się tak samo jak cała reszta „modowych fanek”, tylko dlatego, że ktoś (zapewne jakiś niepowtarzalny autorytet w tej dziedzinie) powiedział, iż to w tym i w tym okresie jest uważane za najlepsze dla ciebie. To w ogóle ciekawy mechanizm – śledzenie modowych trendów i naśladowanie ich, zamiast stworzyć coś własnego, absolutnie unikatowego, lub po prostu coś w czym będziemy czuli się dobrze. Bo o to kwintesencja mody: mamy być szczęśliwi, ubierając się tak, a nie inaczej. Co zrobić by kupować w „zgodzie z naturą”, ale jednocześnie dokładnie tak jak chcemy? To proste, wystarczy wybierać ubrania wykonane z dobrej jakości materiałów (tj. wełna, len, jedwab itp.), a unikać tych, które uszkodzą nie tylko nam, lecz również środowisku (tj. akryl, wiskoza, elastyn, poliester itp.). Oto pierwszy krok do bardziej świadomych zakupów, które sprawią, że nasze ubrania wytrzymają z nami w dobrym stanie o wiele dłużej. Warto też kompletując swoją garderobę zainwestować w klasyczne wzory i kroje – zawsze modne, a na dodatek jak najbardziej na czasie – pasujące do wszystkiego. Pozwoli nam to na tworzenie przeróżnych, satysfakcjonujących nas zestawów. Takie podejście do mody pozwala na wytyczenie nowego schematu, w którym to środowisko i nasze dobro będzie stało na pierwszym miejscu.


W pogoni za wymarzonym życiem:


            W Nowym Jorku, w mieście gdzie żółtych taksówek jest pełno, wszyscy wydają się straszliwie zabiegani. Bo oto każdy kto ulicami tego miasta chodzi, wręcz biegnie na szpilkach wysokich, odziany w piękne płaszcze z kożuchem, by dogonić majaczące im gdzieś na horyzoncie marzenia – by w końcu być szczęśliwy i nie spieszyć się wcale. Ale to wszystko ucieka, zazwyczaj wtedy, kiedy wydaje nam się, że już prawie jesteśmy w stanie to złapać. A jednak nie, bo czas nagle przyspiesza, a nasze ambicje rosną. I znowu biegamy z przyczyn niewiadomych; lecz takie to proste – góry złota i poklasku nie są nam niezbędne do szczęścia. Wystarczy to wszystko co mamy, oraz uśmiech na twarzy. Nic po za tym.
            Andrea Sachs ambitna  21-letnia stażystka nie boi się nowych wyzwań, ani ciężkiej pracy. Pragnie podjąć pracę w jakimś magazynie, pech że udało jej się dostał do „Runawaya” – modowego pisemka prowadzonego przez bezwzględną Mirande Priestley; Śledząc historię Andrea warto zadać sobie jedno proste pytanie: Jaka jest granica pomiędzy umiarkowaną pracowitością, a pracoholizmem? W końcu pracowitość to bardzo dobra, wręcz pożądana cecha. Zasadniczo bezwzględni pracodawcy szukają również potencjalnych pracoholików, którzy przyniosą firmie duże profity. Lecz pracoholizm na samego pracoholika nie wpływa dobrze – wręcz niszy go powoli, zaczynając od jego życia prywatnego, a kończąc na nim samym. Zewnętrza i wewnętrzna przemiana Andrei została dość dobrze ukazana w filmie. Jej droga od antymodowej, luźniej dziennikarki, potrafiącej zawsze znaleźć czas dla swoich bliskich, do świetnie ubranej paniusi zajmującej się tylko pracą, jest doskonale widoczna. A to wszystko przez wpływ i chęć sprostania oczekiwaniom Mirandy, bezwzględnego diabła. Przełomowym momentem przemian głównej bohaterki, jest diametralna zmiana jej ubioru – w zasadzie wszystko zawsze zaczyna się od pozorów, myśli, idei, a dopiero później przechodzi się do czynów. Czyny są okropnym etapem tej drogi, to już zaiste być, albo nie być; Czy można się od tego uwolnić? Można, lecz z wielkim trudem, oraz wielkim kosztem. Najlepiej dmuchać na zimne i przestać w momencie, kiedy swoją pracę przyniesiemy do domu. Bo gdy przekroczymy tę drobną granicę, gdy słowo „odpoczynek” przestanie funkcjonować w naszym słowniki, może już być zwyczajnie za późno. A przecież nikt nie chce zaprzedać swojej duszy i wolnego czasu diable, który wykorzysta go w najgorszy z możliwy sposobów.     


Czy dobrze żyje się na szczycie wszystkich szczytów?


             Jestem bliżej nieba i czuję że więcej mi do szczęścia nie potrzeba. Wspinam się na szczyt, lecz tylko w mej głowie, bo zdecydowanie bardziej wolę podziwiać wspaniałe obłoki z dołu w całej swej okazałości, aniżeli z góry, gdzie bliska perspektywa nie pozwoli mi na dokładne ich zbadanie. Wszystko to, tak piękne jest, gdy leży się na zielonej trawie gwiazd. Mogę podziwiać każdą rzecz, jaką zapragnę. Wysokość , ani miejsce nie gra dla mnie roli, płynę po morzu i jednocześnie badam palcami strukturę księżyca. A mam to wszystko w mojej głowie, gdzie spoczywa mój skarp największy, co się wyobraźnią zowie.
            Owszem szczyt podziwiać można z dwóch perspektyw: z doły i z góry.  Gdzie można ujrzeć piękniejsze widoki? Czy jest to gdzieś koło świerszczy gniazda, czy może pośród skał samotnych, odpornych na szum porywistego wiatru? Jednak dobrze jest marzyć, lecz niekoniecznie zawsze te marzenia realizować. Bo będąc na szczycie zostaniemy pozbawieni wyobraźni i już nikt nie będzie dzielił z nami naszej doli, i niedoli. Będziemy sami. Będziemy kolejną samotną skałą, która zagnieździła się gdzieś na szczycie. Pozornie owa skała jest dostrzegalna przez wszystkich, ale naprawdę żaden wzrok dobra nie spoczywa na niej na dłużej.
            Trudne są znoje tych, co sięgnąć nieba zapragnęli. Muszą oni wspinać się szybko i brutalnie, bo konkurencja już depczę im po piętach. Ale takich wybrali los, więc teraz są zmuszeni się z nim zmierzyć. Mobilizuje ich cel, który pozornie oczyszcza ich winy wędrówki. Załóżmy, że jakoś uda im się wdrapać. I co dalej, czy będą chcieć więcej, chociaż „więcej” już nie ma? Co zrobią, gdy droga powrotna okaże się niemożliwa do przebycia? Bo są grzechy niewybaczalne, których wybaczyć się nie da. Więc czy nie lepiej było na ziemi pozostać i tam marzyć bez końca o szczycie nie do zdobycia? Marzenia warto realizować, zawsze. Pytanie tylko, czy to marzenie jest warte spełnienia. Bo któż by chciał być samotną skałą, zagnieżdżoną bezpowrotnie w szczyt góry, na który nikt nigdy się nie zapuszcza.       


[1] W zasadzie Andrea pragnęła pisać w magazynie „The New Yorker”.
[2] W oryginale niejaki diabeł stroi się u Prady, nie zaś u Parady. 




Komentarze