Wiatr porusza długimi, wiszącymi gałęziami starej wierzby.
Szumi, wydobywając z siebie jednolity dźwięk – szzzzzzzzz… Liście łopoczą.
Kołyszą się raz w prawo, raz w lewo. Wszyscy drżą z przestrachu, bo oto
nadciąga burza. Niebo pociemniało, już ciemne chmury zawisły na nim. Wszystko
się rusza, z emocji nie może usiedzieć w miejscu. Ptaki latają nisko, szybciej,
niż zazwyczaj. Chcą zdążyć przed burzą, przed pierwszymi kroplami deszczu. Ale
wszystkie starania na nic, wobec potęgi natury, która nie czeka na nikogo i nie
liczy się z nikim. Jedynie jest nam przychylna w swych ostrzegawczych listach,
które posyła nam od czasu do czasu. Zazwyczaj jesteśmy zbyt zajęci, by zajrzeć
do skrzynki, zastanowić się co w trawie piszczy. A cóż… czasem małe znaki
zwiastują wielkie rzeczy. Czasem burzę nie poprzedza wiatr, deszczy, czy
latające nisko ptaki. Czasem przychodzi znienacka, nie uprzedzona żadnym
ostrzegawczym listem. Lecz któż by jej się teraz obawiał – my, ludzie wszechmogący
mamy ważniejsze rzeczy na głowie; Ale w zasadzie jesteśmy do niej podobni – do burzy
rzecz jasna. My również wysyłamy listy, nie ważne, że przeważnie nikt ich i tak
nie czyta. Ważne, że je wysyłamy i że chcemy jej wysłać – choć zazwyczaj robimy
to nieświadomie, tak po prostu z przyzwyczajenia. A to dopiero zabawa z tymi
listami. Zawsze najgłośniej śmieją się specjaliści – ci mądrzy, którzy nie
lekceważą żadnego ostrzegawczego znaku. Chwała, że ktoś taki jeszcze istnieje.
Dobrze, że mamy przewodnika, kogoś kto pomorze nam się odnaleźć w tym gąszczu
metafor, niedopowiedzeń i pytań: być albo nie być.
Stwór
bawiący się pantomimą, na którego kolokwialnie wołamy „komunikacja niewerbalna”:
A gdy
zabraknie słów, lub gdy słowa są nam nieznane, to pozostają nam tylko gesty –
gesty prawdy, kłamstwa, podtekstów i niezrozumienia. Nasza mowa ciała mówi za
nas więcej, niż byśmy tego chcieli. Cóż nie wszyscy są wybitnymi aktorami,
którzy potrafią kontrolować każdy swój „niewinny” odruch. Bo język to za mało.
Ba! Bo litery, słowa, zdania są w swej formie zbyt ograniczone i określone, by
móc swoje nieokiełznane uczucia, i emocje w pełni wyrazić.
W tej
kwestii ważne jest jeszcze jedno – nasza postawa. Jak pozę przybierasz w
sytuacji kryzysowej? Jak zachowujesz się, gdy tracisz nad sobą kontrolę? Albo jeszcze
lepiej, w co się ubierasz (notabene mówią, że człowieka można poznać po jego
butach)? Chodzisz wyprostowany, czy zgarbiony? Kiedy rozmawiasz z kimś patrzysz
rozmówcy prosto w oczy, czy może błądzisz gdzieś wzrokiem podziwiając bogato
zdobiony sufit, bądź wpatrujesz się w białe obłoki przesuwające się powoli po
niebie? Muszę Cię zmartwić, ale to wszystko świadczy o Tobie. To są znaki,
które zazwyczaj nieświadomie wysyłamy naszemu rozmówcy. Co zrobić, by poprawnie
się prezentować, czyli zadbać o pozory i tzw. dobre pierwsze wrażenie? Specjalnie
na tę okazję wykreuje dla Was idealną (wręcz utopijną) postawę, którą „powinien”
przybrać każdy z nas.
Kobieta w
średnim wieku idzie szybkim krokiem główną ulicą wielkiego miasta. Ubrana jest
nienagannie, wręcz nieskazitelnie w długi czarny płaszcz, który zdobi złoty
pas, ponadto ma czerwony szal i czerwone szpilki, które wystukujące jej rytmiczny
chód – stuk, stuk. Włosy ma związane, starannie uczesane, umyte wręcz lśniące w
ciepłych promieniach poranka; Kroczy przez świat wyprostowana, nie boi się
sprostać żadnym wyzwaniom, które mogą stanąć na jej drodze. Wchodzi do pracy.
Budynku wielkiego na kilka pięter. Ściąga płaszcz i siada przy swoim stanowisku.
Pod okryciem ma ubraną granatową, schludną, elegancką bluzkę, która mieści się
w ogólnie przyjętych ramach przyzwoitości. Nagle szef firmy z niewiadomych
przyczyn podchodzi do owej kobiety. Rozmawiają przez chwilę, na sprawy
wyłącznie służbowe. Kobieta podczas tej całej krótkiej rozmowy ani na moment
nie spuszcza wzroku ze swojego rozmówcy. Może powinna czuć wobec niego swego
rodzaju respekt, czy wręcz małość (bo kimże ja jestem w obliczu mojego szefa,
który sprawuję całkowitą władzę nade mną – w jego mocy jest mój byt, albo nie
byt). Lecz owa kobieta czuje tylko szacunek, który należy się każdemu – tym „naj”
z jednej i z drugiej strony; W swojej pracy jest uprzejma, pomocna, otwarta,
nigdy nie emanuję zamkniętością siedząc ze skrzyżowanymi rękami, bądź nogami.
Co ciekawe kobieta nie przeklina, ale nie dlatego, że nie może (bo w pracy to
nie wypada), ale dlatego że nie chcę. Istnieje tyle piękny słów na świecie, to
wielka strata dla nas, gdy to złe słowa muszą świadczyć o nas. Wbrew temu co
można myśleć, owa kobieta nie jest niewolnikiem swoich zasad. Wręcz przeciwnie
to właśnie te zasady sprawiają, że czuję się dobrze, bo te zasady są
nacechowane pozytywizmem i tak też oddziałują na innych – dają im nadzieję na
to, że na tym świecie istnieją jeszcze (a co ważniejsze są respektowane) zasady
dobrego wychowania.
Znaki
bardziej świadome – czyli o celowo wysyłanych komunikatach:
Druga
sprawa jest nieco prostsza, niż pierwsza, ponieważ dotyczy ona rzeczy, które
robimy z większą świadomością. Gdy wszystko jest dobrze podnosimy kciuk do
góry. Gdy czujemy się panami tego świata układamy palce w kształcie litery „V”.
Gdy ktoś nas bardzo zdenerwuję często dość obcesowo pokazujemy mu środkowy
palec… Tych przykładów jest mnóstwo; jak widać na załączonym obrazku istnieją
znaki zarówno pozytywne, jak i negatywne. Cóż się dziwić, nie ma dobra bez zła,
ani zła bez dobra… Ale jak odnaleźć się w tym gąszczu zaszyfrowanych informacji?
Albo czy w ogóle warto je przekazywać?
Niektóre niewerbalne
znaki pochodzę z tzw. kanonu rzeczy powszechnie używanych. Powiedziałabym, że
każdy, lecz może niekoniecznie… Ale zapewne większość (szczególnie zagorzali
internauci) nie wybrzuszają oczu na widok koła utworzonego z kciuka i palca
wskazującego, albo nie dziwią się kiedy
dłoń w jednej chwili zamienia się w telefon. Jeżeli czegoś nie znany to
najprostszym sposobem jest po prostu o to zapytać (wcale nie łatwiej sprawdzić
tego w Internecie). Jak to mówią: koniec języka za przewodnika. Tylko, że w tym
wypadku bardzo obszerna wiedza w tej dziedzinie, wcale nie jest nikomu do
niczego potrzebna. Lepiej wyrażać swoje myśli słowami, które zazwyczaj mają w
sobie mniej niedomówień, niż „przypadkowe” ułożenie palców u ręki. Uważam
również, iż język powinien być głównym ośrodkiem komunikacji. W pewnym sensie
częste używanie znaków świadczy o naszym ograniczonym słownictwie. Bo jeśli
musimy wspomagać się znakami, to znaczy to że mamy pewne braki. Gwarantuję, że
praktycznie wszystko można opisać operując naszym językiem. Jest w końcu tyle
różnych sposobów i środków wyrazu artystycznego.
Druga
kwestia tyczy się całej egzystencji tych wszystkich „dziwnie poukładanych
palców”. Czy naprawdę jest nam to takie potrzebne? Na pewno nie jest to
niezbędne. Wobec tego, czy chociaż jest to wartościowe? Niekoniecznie, bo
pokazanie komuś środkowego palca, nie zalicza się raczej do czegoś pozytywnego.
Choć z drugiej strony krzepiący uśmiech, czy kciuk skierowany w górę, który możemy
bezgłośnie przekazać stojącej na drugim końcu pomieszczenia osobie, która
widzimy, że ma niezwykle przygnębiającą minę, może być kolejnym promykiem
światła, w tej naszej szarej, a czasem nawet i ciemnej rzeczywistości. Ale
abstrahując od tego, myślę, że czasem warto, szczególnie na fotografiach ułożyć
nasze ręce tak, by przekazać jakąś zaszyfrowaną wiadomość przyszłemu pokoleniu;
powiedzieć im, jak się wtedy czuliśmy – bo gesty i nasza postawa, jak
ustaliliśmy już wcześniej, świadczą o nas trochę więcej, niż nasze słowa.
I
inne teksty kultury – czyli o nieco bardziej literackim podejściu do znaków:
Cóż to ten tekst kultury? Do niedawna
myślałam, że słowo „tekst” odnosi się bardziej do rzeczywistości materialnej,
niż niematerialnej – a tu się okazało, że wcale niekoniecznie. Ponieważ tekst
kultury to wszystkie rzeczy, zjawiska, które niosą za sobą jakąś informację,
wartość. Więc tekstem kultury może by zarówno ten tekst na blogu, jak i biały
welon panny młodej. I znowu pojawiły nam się te „nieszczęsne” znaki. Tylko tym
razem sytuacje jest trochę bardziej skomplikowana, ponieważ niektóre teksty
kultury są trudne do zinterpretowania. To szczególnie tyczy się jakiś archaicznych
znaków, czy ogólnie przyjętych norm. Na przykład kiedyś kolor ofiarowanych komuś
kwiatów miał zdecydowanie większe znaczenie, niż obecnie. Kwiaty, tak jak
dzisiaj „dziwacznie ułożone palce u rąk”, mówiły do ludzi. Przekazywały im coś
więcej od plotki, ale coś mniej od słowa. (Słowo wypowiedziane ustnie twarzą w
twarz z naszym rozmówcą jest najwartościowszym i najwłaściwszym sposobem
przekazania czegokolwiek.) Ach, za to właśnie uwielbiam komunikację werbalną – jest
ona zarówno dobitnie szczera, jak i niedopowiedziana, i metaforyczna.
Komunikacja
werbalna i niewerbalna to cały nasz system mowy, czyli sposób w jaki się pozdumiewamy.
Bez słowa, litery, znaku, nie było by naszej cywilizacji. Bo słowa, znaki mają
olbrzymią moc tworzenia, ale również zniszczenia. Dlatego tak ważne jest mówić
i pokazywać właściwie – w zgodzie z nami samymi, oraz z drugim człowiekiem.
Komentarze
Prześlij komentarz