Wycinki (1)



            Wolę spacerować, niż jeździć autem. Przyznaję jest coś pociągającego w poruszającym się z zawrotną szybkością świecie, ale to umyka. Czas przyspiesza. Sprawia, że w nieprawdopodobnym tępię przemieszczam się z jednego miejsca na drugie; Auta nie pozwalają zatrzymać się nagle, na zawołanie. Bo co jeśli w danej chwili zapragnę zobaczyć swoje odbicie w nurcie płynącej Wisły? Przecież nie mogę zatrzymać się na moście. To było by wbrew wszelkim regułom.
            Przyjemnie jest się przejść. Zanurzyć w miejskim tłoku. Na chwilę zapomnieć dokąd się zmierza. Po prostu iść przed siebie. Podziwiać swoje odbicie w szerokiej rzece. Usiąść na ławce w parku. Zatrzymać się nagle, wtedy kiedy tego zapragnę. Posłuchać jak jeżdżą tramwaje. Poobserwować ludzi ukradkiem znad gazety czytanej niby mimochodem. Tak, cudowne jest życie. Nawet jeśli czasami spaceruje się samotnie.


Rysunki można podziwiać w Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha


        Historia namalowana na ścianie, jeszcze niepokolorowana. Jakby to było przenieść się do świata marzeń? Zobaczyć psa w długiej sukience? Stać się tylko kreską, zwykłym patyczakiem…




        Czasem świat wydaje się prosty, przedstawiony na papierze w kilku pionach i poziomach; Kartka i ołówek zamiast aparatu. Subiektywne oko wygrało z nieomylną maszyną. Perspektywa ukazania czegoś w wycinku jest lepsza, niż ujęcie nie pasujących do siebie elementów. Wiem, że drzewo bez korzeni nie może istnieć. Że nie istnieje idealne białe tło do robienia zdjęć. Ale to drzewo to centrum, najważniejszy fragment rzeczywistości. Jest rozmazane o kolorach niepewnych – nierealne, bo nierealistyczne, a jednak prawdziwe.



        Skoro może istnieć drzewo bez korzeni, to nie widzę przeszkód do egzystencji trzech ryb bez wody. Niewykluczone, że to martwe ryby, przeznaczone na stół dla Bestii. Smutno mi, że nie pływają. Że zamiast tego muszą wisieć na ścianie, na szpitalnym białym tle. Przynajmniej to szpital pamięci, taki co gdzieś w nas zostaje.



           Wydaję się, że ruchu nie można uchwycić, że jest zbyt szybki dla nieomylnej maszyny. Na szczęście to nie prawda. Wystarczy tylko zrezygnować z pionów i poziomów, na rzecz impresywnej krzywej linii – drogi prowadzącej do celu.
            Na końcu spotkałam dwie kobiety stworzone pobieżnie z kilku prostych kresek i kolorów. Wydały mi się prawdziwe, choć nie do końca skończone… W zasadzie nie zawsze potrzebny jest końcowy napis. Czasem wystarczy utrwalenie jednego spojrzenia, jednej chwili, która się skończyła. Wtedy można się z czystym sercem podpisać – bez ostatniej kropki.     


Zdjęcie ze spektaklu "Co gryzie Gilberta Grape'a w reżyserii Marcina Czarnika


Gwóźdź programu – przedstawienie. Kurtyna w górę. Zaczynamy!
           
            Emocji wiele w świecie zupełnie innym. Rekwizytów tysiące, czasem może i nie potrzebnych… To znowu jakaś historia. To znowu jacyś bohaterowie podobni do nas przez śpiew. Wydają się tacy prawdziwi. Aż trudno uwierzyć, że to tylko gra. A może coś więcej? Sposób na życie. Ucieka od tego co będzie później.
            Nagle wszyscy jesteśmy tacy sami. Mamy jeden wspólny mianownik: teatr. Śmiejemy się i bijemy brawo w tym samym czasie. Czujemy podobnie. Wstajemy na koniec. Dziwimy się, gdy nas coś zaskoczy. Jest w tym jakaś magia. Rzecz niepowtarzalna; Najbardziej fascynują mnie oczy aktorów. Te małe okrągłe zwierciadełka, które mówią tak wiele. Są niezwykłe, zmienne jak pogoda w górach. Wyrażają tyle emocji jednocześnie. Myślę, że czują więcej niż my wszyscy razem wzięci. Funkcjonują na dwóch płaszczyznach: tej prawdziwej i tej stworzonej. Która z nich jest najbardziej widoczna? Zależy u kogo i kiedy. Niektórzy grają całym sercem, całym sobą, wszystkim co mają. Inni mają większy dystans, ale potrafią wmówić nam, że się poświęcają, zupełnie. Ostatni nie grają wcale, są po prostu sobą w trzecim wymiarze – ale czy prawdziwi?

            Jak długo można pamiętać? Zapisać gdzieś i zachować na dłuższy czas. Wszystko wydaje się takie ulotne, przemijające szybciej, niż byśmy tego chcieli; Samochody jadące z przeciwka osobno nie mają większego znaczenia. Ich ruch to tylko podróż światła do wymierzonego celu. Zostaje w nas to co jest potrzebne – dla nas i aby przetrwać. To smutne, prawdziwe. Ale i tak warto mieć wspomnienia, które z pozoru za kilkadziesiąt lat odejdą w niepamięć.   



Komentarze