Na drzewie dość starym, choć jeszcze nie spróchniałym, czy
schorowanym, wisiały dwa listki. Jeden z nich był piękny, zielony, prawie jak
nowonarodzony. Drugi zaś był przeciwieństwem tego pierwszego – mały, nieco
zasuszony, w odcieniu złotawego brązu. Wobec tego, czy był chociaż piękniejszy,
od tego zielonego, młodego? To zależy jak postrzegamy piękno. Co jest naszym
wyznacznikiem wręczaniu korony miss: uroda, czy doświadczenie; Ale te dwa
listki nie zastanawiały się nad tym. Miały ważniejsze sprawy na głowie, niż
przyglądanie się w lustrze i przypatrywanie się sobie. Zastanawiały się bowiem,
co się stanie, gdy któryś z nich oderwie się od gałęzi i poszybuje w dół, w dół
na ziemię. Listki całe swoje życie przesiedziały na tej gałęzi drzewa. Nie
wiedziały, jak jest na ziemi; jak powinno się żyć odłączonym od swojego
korzenia. Młody listek, ten piękny, zielony, targany wątpliwościami o swoją
przyszłość zwrócił się z prośbą do drugiego listka. Liczył, że bardziej
doświadczony mieszkaniec drzewa będzie w stanie odpowiedzieć mu na te
niecierpiące zwłoki pytanie.
- Sąsiedzie mój, listku złotawobrązowy, czy możesz mi
powiedzieć co się z nami stanie, kiedy już oderwiemy się od naszej gałęzi?
- Cóż sąsiedzie mój, listku zielony, odpowiadałem ci już
nie raz na to pytanie: nie wiem. Czyż nie widzisz, że wiszę razem z tobą na tej
gałęzi, a nie leżę tam w dole, jak nasi dawni towarzysze? – powiedział poważnie
starszy listek.
- Widzę, widzę i pamiętam, co mi mówiłeś. Myślałem jednak,
że słońce kryjące na horyzoncie oświeciło twój umysł i podsunęło mu jakąś
odpowiedź. Ale najwyraźniej nie; Wobec tego zapytam inaczej: sąsiedzie mój,
listku złotawobrązowy, czy nie boisz się upadku na tą odległą ziemię? – zapytał
z zaciekawieniem młodszy listek.
- A dlaczego pytasz?
- Bo jestem ciekawy.
- Więc powiem ci tak – podjął po dłuższym zastanowieniu
złotawobrązowy listek – obawiam się tego nieco, ale nie boje się już tego, tak
mocno, jak kiedyś. Teraz, kiedy już sporą część swojego życia spędziłem tutaj
na drzewie; teraz kiedy już zdążyłem zasuszyć się i przybrać złotobrązową
barwę, spoglądam w dół z zaciekawieniem, w poszukiwaniu nowych przygód i
perspektyw.
- A dlaczego kiedyś się tego bardziej obawiałeś?
- Ponieważ kiedy jest się zielonym, młodym listkiem, jest
się ciekawym świata. Chciałoby się spoglądać ciągle w niebo, liczyć na nim
chmury i podziwiać wspaniały lot ptaków. Ale ciekawość jest czymś co można
zaspokoić, jakoby ujarzmić. Natomiast później, kiedy jesteśmy starsi nasza
głowa patrzy bardziej w dół, tylko czasami spogląda znowu w górę, wspominając
stare, dobre lata młodości. Wszystko kiedyś przemija, lecz najważniejsze jest
to, aby spadając w dół móc powiedzieć, że czas spędzony tam na górze, był
dobrym czasem.
- Jesteś bardzo mądry, sąsiedzie mój, listku złotawobrązowy
– oznajmił z podziwem zielony listek.
- Ty też kiedyś taki będziesz. Oby. Bo choć mądrość
przychodzi z wiekiem, to czasem to wiek i czas, który jest nam tutaj dany na
tym drzewie, wyprzedza mądrość i porywa nas zdecydowanie za wcześnie – to
powiedziawszy złotawobrązowy listek oderwał się od gałęzi i niesiony porywem
gwałtowanego wiatru opadł na ziemię obok swoich dawnych sąsiadów.
Być
albo nie być, o to jest pytanie:
Temat
śmierć jak bardzo często poruszany w literaturze. Powiedziałabym wręcz, że jest
on częściej spotykany, niż miłość, która jest tematem bardzo powszechnym i
prawię nie można napisać książki, w której nie znalazłoby się choć jedno piękne
słowo na listerę „m”. Ale takiego spojrzenia na sprawę śmierci, jakie
zaserwował nam Neil Gaiman w swojej krótkie powieści „Księga Cmentarna”,
jeszcze nie spotkałam; Śmierć jako coś nieprzemijalnego, początek nowego
cmentarnego życia, od którego zależy głównie to, jak zostaliśmy pochowani, oraz
zapamiętani. Czym śmierć różni się od zwyczajnego, żywego życia? A no tylko
możliwościami, które maleją wraz ze starzejącymi się kośćmi. Co więcej, gdy już
materialnie opuścimy ten świat, nie możemy pod postacią ducha się zmienić –
ewoluować, czy w jakikolwiek inny sposób dokonać w nas mentalnej, albo
światopoglądowej zmiany. Ni mniej, ni więcej, jesteśmy po prostu tacy, jacy
umarliśmy. I koniec. Kropka. Od teraz nasze życie ciągnie się w nieskończoność.
Bo my trwamy i trwamy, a świat trwa z nami w tym bycie. Czasem sobie zatańczymy
z żywymi Makabrela, taka o to rozrywka nam przypadła w udziale. Lecz zasadniczo
jest nudo. Ale czy wieczność, w swojej zasadzie może być równie interesująca,
co życie, w którym przecież naszą główną rozrywką było uciekanie, właśnie od
tej „nudnej” wieczności.
Więc o to
rodzi się pytanie: być, albo nie być. Lepiej doświadczać „nudy” przez
wieczność, czy nie doświadczyć jej wcale? Trudno powiedzieć. Ba! Nie tyle co
powiedzieć, ale również pomyśleć. Bo już samo myślenie o takich ciężkich,
filozoficznych sprawach, może przyprawić człowieka o nie lada ból głowy. Ja
jestem zdania, że każda iskierka szczęścia, jest warta więcej, niż sto lat
niewyobrażalnego cierpienia. To znaczy, że jeżeli w naszym życiu na cały szereg
nieszczęść przypada tylko jedna pozytywna rzecz, to moim zdaniem było warto
przeżyć te trudy tylko dla tego jednego, jedynego, zmęczonego uśmiechu. Ale tak
samo jest z nocą i dniem. Choć noc jest ciemna, czasem również i przerażająca,
to jednak jest nieodłączny elementem dnia. A nie istnieje jedno bez drugiego.
Bo, gdyby trwał tylko dzień, to nie miałby on praktycznie żadnej wartości, czy
znaczenia – dla nas ludzi, który doceniają to co mają dopiero, wtedy kiedy im
to coś zostaje odebrane. Wcześniej to owo coś po prostu jest, istnieje sobie,
ale bardziej koło nas, niż z nami. Tak samo jest z naszym życiem. Dopiero kiedy
umrzemy, kiedy utracimy tę możliwość zmiany, docenimy to ile mieliśmy i ile
szans, które zostały nam przez los ofiarowane, nie wykorzystaliśmy; Na
szczęście nie wszyscy są tak bardzo skłonni, jak ja, do snucia tak
filozoficznych rozważań.
Tańczymy
razem Makabrela:
Do domu
wchodzi morderca. Zabija każdego na swojej drodze – mamę, tatę, córkę - jedynie
najmłodszemu dziecku szczęśliwy przypadek (czasami powiernik naszego życia)
sprawia, że dziecku udaje się przerwać. Owo dziecko trafia na zabytkowy
cmentarz, gdzie „musi uczyć się życia od umarłych”, którzy zdecydowali się
objąć nad nim opiekę. Tak sobie żyje tańcząc Makabrela i czeka na swój koniec –
który może przyjść szybciej, niż powinien. Bo niedoszły morderca chowa się tuż
za rogiem, by dokończyć rozpoczętego sprzed laty dzieła.
I to jest
właśnie Neil Gaiman, największy współczesny cudotwórca. (Recenzję „Gwiezdnego
pyłu”, pierwszej książki Gaimana, którą przeczytałam możecie znaleźć tutaj.)
Nie wiem skąd ten autor czerpie pomysły. Wydaje mi się, że na jego ramieniu
siedzi ciągle mały, niewidoczny skrzat, który szepcze mu do ucha tajemnicze słówka,
podsuwając różne niekonwencjonalne
rozwiązania. Chciałam przez to powiedzieć, że podziwiam Cię, szanowny panie
Gaimanie za twoją bujną wyobraźnie, po której można się spodziewać naprawdę
wszystkiego. Myślę nie ma lepszego autora literatury fantasy, który byłby w
stanie tak zaskoczyć czytelnika swoimi surrealistycznymi pomysłami. Pamiętam
doskonale, lekturę „Gwiezdnego pyłu”, nie mogłam się nadziwić, dziwnością tej
powieści. To było tak, jakbym szła tajemniczą, ciemną ścieżką w ciągu nocy,
wiedziała, że coś za chwilę wyskoczy zza rogu, ale i tak pomimo to, gdy
nadeszłaby chwila próby i tak bym się tego przestraszyła. Z książkami Gaimana
jest tak samo, tylko że w bardziej pozytywnym znaczeniu. Teraz już się
przyzwyczaiłam. Wiem, że nie mogę się nigdy niczego spodziewać, bo albo się
zawiodę, ponieważ będę oczekiwała czegoś lepszego, albo po prostu zaskoczę się
tak, że uznam dany pomysł za absurdalny, bezsensowny, czy niepotrzebny. A tak,
kiedy człowiek pozbywa się tych uprzedzeń, jest wolny, nieograniczony żadnymi
swoimi ograniczonymi pomysłami.
Płyńmy
wszyscy po równej tafli morza:
„Księga
Cmentarna” opowiada historię chłopca, którego wychowały duchu. Nik Owens jest
bardzo niezwykłym młodzieńcem. Jest w nim więcej niezwykłości, niż w każdym z
nas. Ale to przez miejsce, w którym dorastał. Bo wychować kogoś „normalnego” w
duchu przeszłości, wcale nie jest tak łatwo, jak mogłoby się wydawać. Lecz
najbardziej absurdalne wydaje się to, że faktycznie można zwyczajnie żyć na
cmentarzu – w miejscu, które z pozoru jest doskonałym antonimem wszystkiego, co
oddycha. Ale tu nie chodzi o miejsce, tylko o ludzi, którzy go tworzą. „Dom -
to tam, gdzie choćby pod gołym niebem ludzie są razem”. To prawda. Więc w
zasadzie nie ważne, jak i gdzie żyjemy, liczy się to z kim, i w jaki sposób;
Książka porusza
jeszcze jeden ważny temat – mianowicie, mówi o czasie, o przemijaniu i
zmienianiu się. My, żyjąc sobie spokojnie na tej ziemi ciągle płyniemy. Wsiadamy
na statek z napisem „poniedziałek”, a wysiadamy dopiero przy porcie „piątek” („weekend”
spędzamy na lądzie, by znów w drugi dzień tygodnia wypłynąć w niekończący się rejs).
I tak to jakoś leci. Czasem płyniemy z uśmiechem na twarzy, wpatrując się w
wysokie fale i słońce świecące gdzieś nad nami; a innym razem w ogóle nie
wychodzimy na pokład, siedzimy zamknięci w swojej kajucie, licząc głośno
uciekające minuty; gdzieś tam, między „piątkiem”, a „poniedziałkiem” coś się w
nas zmienia. Czasami zmiana jest tak ogromna, że następnego dnia wsiadamy na
inny statek, zmierzający w zupełnie inną stronę… To atut naszego życia, który
(niestety) nie przysługuje już umarłym. Doskonale widać to na przykładzie „Księgi
Cmentarnej” – Nik, żywy chłopiec ciągle płynie, od czasu do czasu zmieniając
kurs, natomiast cmentarz i wszystkie znajdujące się na nim dusze, utonęły już
dawno w odmętach oceanu, i teraz tkwią tam, gdzie przedtem pod wodą, całkowicie
zatopione. Dlatego warto dopóty, dopóki morze nam na to pozwoli, tkwić na powierzchni,
by móc oddychać świeżym, słonym powietrzem, wzbić się, jak ptak w przestworza i
żyć pełnią życia.
Podsumowując:
„Księga Cmentarna” autorstwa Neila Gaimana, to bardzo dobra książka,
opowiadające o życiu i śmierci, przyjaźni i samotności, oraz rodzinie, którą
tworzą ludzie – ich wady, zalety i serce. Serdecznie polecam, nie tylko oddanym
fanom, naszego brytyjskiego cudotwórcy, ale również innym czytelnikom. Ta
powieść do niezłe preludium, do czegoś większego.
Komentarze
Prześlij komentarz