Rok 1984 - czyli o prawdziwej wolności ludzkiego myślenia




                                               
Dwuznaczność to rzecz tak samo piękna, co złudna. W końcu można posłużyć się językiem metafor aby wyrazić myśl, lecz z drugiej strony można paść ofiarą żartu, który nie przyniesie nam zbyt dużo korzyści… Czasami dopatrujemy się tak zwanej „dziury w całym”, próbujemy znaleźć jakąś wadę, rysę lub cokolwiek innego, co sprawiłoby, że mielibyśmy rację, gdy tak naprawdę jej nie mamy. Albo nieco odwrotna sytuacja, poszukujemy sensu pewnego słowa. Pytamy się co dane wyrażenia tak naprawdę znaczy, to typowa zgadywanka w stylu „co autor miał na myśli”. Często rozwiązaniem nie są jakieś odległe prawdy, lecz coś tak prostego, że aż trudno na to nie wpaść. Cóż to za dwuznaczność, która każe nam myśleć tak, jak ktoś inny, a nie my sami. Zniewolenie, zniewaga dla potęgi ludzkiego umysłu. Ale jakie to ma znaczenie, skoro wolność to niewola…
Istnieją powieści, które z biegiem czasu się nie starzeją. Przekazywane w nich treści są nadal aktualne, a końcowe sceny coraz to bardziej zaskakujące. Są to książki, które można czytać miliony razy, a i tak za każdy razem odnajdziemy w nich coś innego… Wydaje mi się, że ponadczasowość, to adekwatne słowo, którym można opisać jedną z najpopularniejszych powieści angielskiego pisarza Georga Orwell, pt. „Rok 1984”.
Wielki Brat patrzy. Wielki Brat obserwuje. Wielki Brat zawsze jest przy Tobie. To kwintesencja opowieści o alternatywnym, totalitarnym świecie, od którego dzieli nas tylko krok… Winston Smith byłby niewyróżniającym się dojrzałym mężczyzną, gdyby nie jedna rzecz, którą jego świat mógłby mu zarzucić. A mianowicie myślenie. Ponieważ Winston myśli, analizuje i codziennie popełnia tę samą myślozbrodnię, zastanawiając się nad motywem, i przyczyną działań rządzącej partii. To prowadzi go do coraz większego buntu, a bunt w 1984 może się skończyć tylko jednym – śmiercią. I chociaż Winston wie, że już jest martwy, to nadal nie zaprzestaje swoich działań, ponieważ wierzy w lepszy świat. A ten nikły promyk nadziei jest jego prawdziwym szczęściem.
Rok 1984” znacząco różny się od lat 80 jakie znamy. Ponieważ w totalitarnym świecie podzielonym na trzy kraje: Oceanie, Eurazję i Wschódazję, nie ma miejsca na bujne fryzury, szalone imprezy, czy znaczący rozkwit kina (mnie przynajmniej z tym kojarzą się lata 80 ubiegłego wieku). Zamiast tego mamy do czynienia z wszechogarniającą biedą, nędzą i złudnym poczuciem, że jest lepiej niż było kiedyś. W przedstawionym świecie najważniejszy jest Wielki Brat i ideologia Partii. Aby podporządkować sobie społeczeństwo, Partia stworzyła nowe zasady funkcjonowania świata. Zaczęła kreować wedle własnego zamysłu teraźniejszość, przyszłość i przeszłość. Tak przeszłość. Ponieważ Partii nie wystarczało istnienie tylko i wyłącznie od danego momentu w przeszłości, ona chciała istnieć już zawsze, zarówno w tym co było, jak i w tym co będzie. Ponadto wprowadziła zasadę jednomyślności - ten kto choćby pomyśli źle, lub inaczej niż Wielki Brat, popełni myślozbrodnię, a myślozbrodnia to jedno z największych przestępstw jakie istniało w totalitarnym 1984 roku. Żeby tego uniknąć Partia wpadła na kolejny „cudowny” pomysł – zamontowania tzw. teleekranów, które nie tyle miały przekazywać najnowsze komunikaty Partii, co przede wszystkim, obserwować i wyłapywać choćby najdrobniejszych przestępców. Jakby tego wszystkiego było mało, trwa nieustanna wojna, z pozostałymi dwoma krajami. A to z kim Oceania prowadzi obecnie wojnę, nie ma najmniejszego znaczenia, ponieważ: a) życie mieszkańców wcale nie ulega zmianie i b) nawet jeśli wróg Oceanii zmienia się co jakiś czas, to i tak Partia uparcie twierdzi, że owo państwo było ich wrogiem zawsze, a to co mówi Partia jest niepodważalną prawdą. W tym świecie Winston Smith jest pracownikiem Ministerstwa Prawdy, który próbuję być kimś więcej niż tylko pionkiem, ale wie również, że jego myśli to przestępstwo.
Już wcześniej miałam okazję czytać jedną książkę Georga Orwella. Był to „Folwark zwierzęcy”, który odnosi się do podobnym tematów, co „Rok 1984”. Jednakże ta druga powieść jest o wiele bardziej rozbudowana, chociaż nie mniej przemyślna. To z jaką precyzją Orwell stworzył alternatywną wersję 1984 roku, jest zdumiewające. Wszystko w tej książce się zgadza. Wszystko jest idealnie przemyślane i zaplanowane. Aż nie pozostaje nic innego, jak tylko czytać i delektować się tą powieścią. To coś niesamowitego. Jak można stworzyć tak idealny, pod względem logicznym i merytorycznym świat. Nowomowa, myślozbrodnie, teleekrany… Po prostu mistrzostwo. Ja, jako osoba czynnie pisząca niezmiernie podziwiam talent literacki, jaki posiadał George Orwell. Tylko osoba wybitna mogłaby stworzyć tak skomplikowany, a zarazem prosty świat. To jest genialna i wciąż aktualna książka, o której mogłabym pisać godzinami, a i tak nie napisałabym wszystkiego, co napisać bym mogła. Miałam również okazję zobaczyć ekranizację tej powieści. Muszę przyznać, że jeszcze zanim zobaczyłam ten film, to już wiedziałam, że nie dorówna on książce. Moje przypuszczenia okazały się trafne, ponieważ adaptacja filmowa jest tylko i wyłącznie dodatkiem do jakże wspaniałego utworu. Ten film nie był tak dobry, bo po prostu zabrakło w nim niepowtarzalnego stylu Georga Orwella. W tym wypadku sam pomysł, czy idea nie wystarcza, potrzeba specjalisty, aby stworzyć dzieło sztuki. A tym bez wątpienia jest „Rok 1984”. Na tym mogłabym zakończyć moją recenzję, ale chcę się jeszcze z Wam podzielić jedną z moich refleksji, dotyczącą tej książki. Mam nadzieję, że Was zainteresuję...
Chociaż rok 1984 jest zamierzchłą przeszłością, to ukazany w nim totalitaryzm jest nadal w pewien sposób aktualny. Tylko, że dzisiaj mamy do czynienie z nieco innym zniewoleniem. Mowa oczywiście o mediach społecznościowych i całej tej technologicznej otoczce. Bo w końcu człowieka uzależnionego, można nazwać człowiekiem zniewolonym. „Siedzenie” przez cały czas w wirtualnej rzeczywistości i powtarzanie tych samych schematów, jest przypadkiem tym samym, co zanik swojej wewnętrznej inteligencji. Właśnie ten sam przypadek zaniku myślenia idealnie opisał George Orwell, tylko, że on odniósł się do realiów świata, w którym żył. Gdyby tak napisać powieść o podobnej strukturze, tylko, że zamiast roku 1984, ( ta książka jest wyobrażeniem autora o przyszłym życiu w 1984 roku) nadać dziełu tytuł „Rok 2081”... W owej powieści prężnie działaby najnowocześniejsza technologia. A najważniejszą rzeczą dla każdego człowieka byłby Internet, i to taki pisany wielką literą. Ludzie ogłupiali taką rzeczywistością mieliby wszystko, ale tak naprawdę nie mieliby nic. Więc skoro władzę nad ludźmi sprawuje Internet, to ten kto rządzi Internetem, rządzi również całym światem. Czy taka książka tak bardzo różniłaby się od powieści Georga Orwella? Nie. Tak naprawdę przedstawiałaby ten sam świat, ten sam brak wolności… A najgorsze w tym wszystkim jest to, że to my sami przyczyniamy się do naszej zagłady. Lecz pocieszające jest to, że „Rok 2081” jeszcze nie nadszedł….
Podsumowując, książka „Rok 1984” autorstwa Georga Orwella, to kompletna opowieść o przeszłości, przyszłości i ciągle poszukiwanej wolności. Tej powieści nie można tylko przeczytać, ją trzeba przeżyć. Ponieważ totalitaryzm to nieśmiertelna choroba, która może ukrywać się nawet pod maską demokracji.





***
Ta recenzja powstała: 16.10.18r.; nie chcę zasypywać Was starymi recenzjami, ale są pewne ważne książki, które zasługują na miejsce na tym blogu. Korzystam z nich, ponieważ nie chce pisać je na nowo, bo jestem przekonana, że recenzja napisana teraz, nie była by tak szczera, jak ta sama recenzja napisana kiedyś, tuż po przeczytaniu jakieś powieści. 
Ufam, że nie przeszkadza Wam ten fakt. Mam również nadzieję, że zajrzycie na mojego dawnego bloga, gdzie znajdziecie masę recenzji, bardziej, lub mniej dobrych książek (znajdziecie je tutaj).   

Komentarze