Połóżmy
się na trawie. Popatrzy na błękitne niebo i poruszające się na
nim obłoki. O patrzcie! Tamta chmura przypomina lisa, a ta koło
niej to zamknięty wąż boa. Czy świat zmieniających się obłoków
i beztroskiego dzieciństwa, to nie najwspanialszy świat jaki
istnieje?
Tak i nie. Ponieważ dzieciństwo to bardzo ważny okres w życiu
każdego człowieka, ale niestety nic w nadmiarze nie jest dla nas
dobre. Bo gdybyśmy, jak Oskar z „Blaszanego bębenka” w pewnym
momencie przestali rosnąć, to czy byśmy nie zostali pozbawieni
pewnego wspaniałego waloru
ludzkiego, jakim jest rozwój? Oj zostalibyśmy i to bardzo. Choć
dzieciństwo jest potrzebne i ważne, to jeszcze bardziej niż ono,
pożądany jest progres i krok w dorosłość. Ponieważ to dorośli
zmieniają świat, ponieważ to dorośli nim rządzą. Ale dzieci
mają również głos w wielu sprawach – to pocieszające, że nie
jesteśmy jak ryby (przynajmniej nie całkiem).
Niektóre
książki można określić mianem uniwersalnych. Według słownika
języka polskiego oznacza to coś powszechnego, ogólnego, o
wszechstronnym zastosowaniu. Często mówimy o czymś, że jest
uniwersalne, w sensie, że jest przeznaczone dla wszystkich,
niezależnie od płci, wieku, czy zainteresowań. I taka właśnie
jest ponadczasowa książka Antoine’a
de Saint-Exupéry’ego
pt. „Mały Książę”.
Ta przetłumaczona na ponad 300 języków powiastka filozoficzna to
idealny przykład lektury, której nie można przypisać do żadnej
konkretniej kategorii. Jeśli miałabym wskazać konkretny przedział
wiekowy odbiorców powieści, to powiedziałabym, że ta książka
powinna być bardziej kierowana do dorosłych, niż dzieci. Ponieważ
wydaje mi się, że dzieci nie są w stanie w pełni zrozumieć
przekazu płynącego z treści „Małego księcia”. Ja sama widzę
po sobie, że z perspektywy czasu, człowiek zaczyna w życiu
dostrzegać rzeczy, których wcześniej nie zauważał. Czytałam już
tę książkę dwa lata temu, w ramach lektury szkolnej omawianej na
lekcjach języka polskiego. Pamiętam, że wtedy ta powieść nie
zrobiła na mnie większego wrażenia.
Moje emocje po przeczytaniu jej można by określić jako „przeminęło
z wiatrem”. To pokazuje mi, jak bardzo przez te dwa lata się
zmieniłam. Teraz widzę w „Małym Księciu”
coś więcej, niż tylko jakoś kolejną, niewartą uwagi bajkę dla
dzieci. Może niedokładnie tak myślałam, ale na pewno po
przeczytaniu tej powieści nie miałam żadnych inteligentnych, czy
mądrych refleksji, które gdzieś się we mnie rodzą obecnie (choć
wcale nie uważam, że są one jakoś szczególnie inteligentne, czy
błyskotliwe).
Zastanawiałam
się kto jest głównym bohaterem tej powieści. Czy jest to
bezimienny narrator, czy może tytułowy Mały Książę?
Trudno powiedzieć, ponieważ wydarzenia opisane w książce są
opowiadane z perspektywy dorosłego pilota, który dzieli się z
czytelnikiem historią poznania tajemniczego przybysza z innej
planety. Właśnie, to jasnowłosy chłopiec jest głównym tematem
tej powiastki. W takim razie jak można wyznaczyć głównego
bohatera, skoro obie historie są ze sobą związane? Moim zdaniem
to kwestia sporna – nierozwiązalna. Oczywiście można by było
polemizować w tym temacie, ale po co? Niemniej
jednak książka opowiada o dwóch zupełnie różnych światach:
dorosłych i dzieci. Te dwie rzeczywistości zderzają się ze sobą
gwałtownie, szczególnie podczas wycieczki Małego Księcia
po sąsiednich planetach. Mały Książę
to symbol dziecięcej niewinności i niezmierzonej ciekawości.
Natomiast Król, Próżny, Pijak, Bankier, Latarnik, Geograf to
przedstawiciele pewnych, często spotykanych zachowań dorosłych.
Antoine de Saint-Exupéry w tych krótkich spotkaniach w nieco
satyryczny sposób ukazuje stosunek dorosłych do świata, dzieci i
rzeczy mniej ważnych (niepoważnych). Oczywiście tych krótkich
fragmentów, jaki i całej książki nie można traktować dosłownie.
„Mały Książę”
to przypowieść,
która ma pokazać nam schematyczne funkcjonowanie świata, a nie
przedstawić logiczną historię opartą na faktach. Ta zasadnicza
różnica usprawiedliwia wszelką magiczność i symbolikę, która
może być przeróżnie interpretowana. I to właśnie sprawia, że
książka „Mały książę” jest zaliczana do powieści
uniwersalnych. Ponieważ z tej lektury możemy garściami, niczym z
Biblii, czerpać prawdy o życiu i nas samych.
Pijący Pijak, to moim zdaniem najlepszy fragment tej książki. Pokazuję on doskonale, jak bardzo świat jest skomplikowany i prosty zarazem. |
Po
przeczytaniu „Małego Księcia”
mogę stwierdzić, iż autor powieści był bardzo mądrym
człowiekiem. W prozie Antoine’a de Saint-Exupéry’ego wydać
wyraźnie jego zainteresowanie światem i naturą ludzką. Autor
pisał krótko, zwięźle, zrozumiale i na temat. Ja osobiście
uważam jego styl pisania za piękną kwintesencje
literatury, w której prawdziwie piękno tkwi w prostocie. Oczywiście
uwielbiam wspaniałe, rozbudowane opisy na miarę Tolkiena, lecz taki
język autora przekreśla automatycznie uniwersalność utworu.
Owszem „Władca pierścieni”, czy „Hobbit”, to powieści
kultowe i ponadczasowe, lecz nie uniwersalne. Ponieważ rozbudowany
język autora sprawia, że jakieś grono czytelników nie jest
zainteresowane prozą tego pisarza. W takim wypadku utwór, choć
absolutnie genialny, nie jest uniwersalny, bo brak mu prostoty, która
nikogo nie odrzuca. Po za wspaniałym językiem w „Małym Księciu”
znajdziemy jeszcze pasjonujące ilustracje, które nadają powieści
barwności i lekkości. Ponieważ nie istnieje prostszy sposób
przekazania wiedzy, niż za pomocą rysunku, czy obrazu, który
sprawia, że łatwiej przyswajamy zawarte w tekście treści.
Wracając
do fabuły chciałabym jeszcze na chwile zatrzymać się przy tych
odmiennych dwóch światach, o których wspomniałam wcześniej. Już
od zarania dziejów istnieje niepokonany dotąd mur między bajkową
rzeczywistością dzieci, a poważnym światem dorosłych. Przez to
często dochodzi do nieporozumień pomiędzy tymi dwoma grupami
wiekowymi. Często słyszymy o konfliktach dziecko-rodzic,
rodzic-dziecko. To nic niezwykłego, wręcz jest
to naturalne.
Ale czasami mała niezobowiązująca kłótnia przeradza się w coś
więcej – w domowe piekło, które może na lata poróżnić
domowników. A w końcu rodzina jest najważniejsza. Przecież
w domu, powinniśmy się czuć, właśnie jak w domu, a nie w jakimś
obcym, nieznanym nam miejscu. Kłótnie są skutkiem niezrozumienia i
różnicy poglądów. Mama uważa słodycze za zło wcielone,
szkodzące zdrowiu. Dziecko postrzega słodkie smakołyki jako główną
dietę swojego odżywiania. I kto ma rację w tym starciu? W zasadzie
nikt, ale w domowym środowisku mama. Oczywiście to tylko taki
symboliczny przykład. Wcale nie twierdzę,
że jedzenie słodyczy w nieograniczonych ilościach jest dobre. Nie,
po prostu wzywam do kompromisu, który w większości przypadkach
jest świetnym i jedynym, prawidłowym wyjściem z sytuacji. Bo skoro
nie można dojść do jednoznacznego porozumienia, to należy
zadowolić wszystkich po trochu… Abstrahując od tego wszystkiego,
głównym powodem konfliktów między młodym, a starym pokoleniem
jest fakt, że dorośli często zapominają, że oni również byli
kiedyś dziećmi. Że uwielbiali jeść lody, czekoladę i spędzać
do późna czas na świeżym powietrzu (ach, gdyby współczesne
dzieci tylko tego pragnęły). Kiedy dorastamy zaczynamy postrzegać
świat z innej perspektywy. Przez to zapominamy, jak to było kiedyś,
za tzw. starych dobrych czasów. A może czasem warto wrócić do
przeszłości, a przynajmniej do tych dziecięcych fundamentalnych
wartości? Wydaje mi się, że taki sentymentalny „back to the
future” może okazać się dla nas bardzo owocny…
Podsumowując:
zachęcam wszystkich do czytania i czerpania
z mądrości
„Małego Księcia”.
Gwarantuję,
że za każdym razem, kiedy będziecie czytać tę powieść jeszcze
raz,
odnajdziecie w niej coś zupełnie nowego, czego nie zauważyliście
wcześniej. Polecam.
***
Ta recenzja powstała 02.04.19r. - napisałam już ją jakiś czas temu (można ją przeczytać na moim "starym" blogu - tutaj), niemniej jednak wciąż wydaje mi się aktualna i ważna.
Komentarze
Prześlij komentarz