Na tropie morderstwa - Księżniczka z lodu - mroźny kryminał z północy




            Zimno mi. Trzęsę się. Wieje mroźny północy wiatr. Nie daje mi zachować, nawet jednej iskierki ciepła. Mam na sobie: ciepłą puchową kurtkę, dwie pary wełnianych rękawiczek i skarpet, czapkę z puszystym pomponem dziwnie odstającym od reszty; buty skórzane wyłożone prawdziwym futrem z fretek, do tego dwa swetry z tego każdy z nich jest cieplejszy od drugiego, ponadto rajtuzy co prawda z kilkoma dziurami tu i ówdzie, ale zakryłam je starannie i zablokowałam lakierem ich dalszą drogę; na nich noszę spodnie, te są zwykłe dżinsowe. Powinnam się pocić. Rozebrać otwarcie. Ale nie. Trzęsę się. Termometr pokazuję przerażającą liczbę: minus piętnaście stopni. Do tego jeszcze wiatr, który chcę mnie zmieść z tego świata. Ten przenikający do szpiku kości mróz zawsze znajdzie miejsce do założenia gniazda. Wypatrzy maleńką, zakrytą dziurkę w rajtuzach. Wślizgnie się w nią po cichu, jak złodziej i będzie kraść nasze ciepło dla własnej satysfakcji. Taką umiejętność bezszelestnej śmierci opanował jedynie północny mróz – inne to tylko nic nie znaczące wietrzyki, które przemijają nie pozostawiając za sobą żadnego przykrego wspomnienia. Dlaczego właśnie północny wiatr okrył się taką mroczną sławą? Przecież północ to: zorza polarna, piękne lodowce, śnieg biały iskrzący się w blasku słońca, termy w Islandii, fiordy w Szwecji i najwspanialsze Lofoty w Norwegii… Jak tu nie kochać wiatru co z takich stron pochodzi? Sama się dziwię, że ludzie potrafią jednocześnie marzyć o śniegu i wzdrygać się przed zimnem.   
            Więc nasi skandynawscy przyjaciele tak bardzo upodobali sobie kryminały? Czyżby niskie temperatury sprzyjały wzajemnemu mordowani? Możliwe, że wraz z wodą płynącą w rzece zamarzają również ludzie serca – o je już nie tak łatwo ogrzać; Istnieje coś takiego jak literatura narodowa, albo bynajmniej gatunek – wizytówka. Zawsze dziwiłam się wielce charakterystycznymi mianownikami. Ze wschodu słyszę szepty wołające „towarzysze”, z zachodu natomiast wybrzmiewa pisk opon spieszących się wszędzie żółtych taksówek. A na południu boska sielanka. Słońce wysoko świecące na niebie i błogi spokój, niemal harmonia. Północ wygląda podobnie, z tą różnicą że powiewa chłodem. Tam zorza polarna króluję, drewno palone z ochotą w kominku, oraz światło, tym razem żarówki. Z kolei na północy, ale położonej na południe od tej mroźnej, słyszę ciągle dudnienie deszczu, dostrzegam mistrzowską grę pozorów, oraz pewnego szczupłego pana w czarnym płaszczu, który umiejętnie posługuję się metodą dedukcji. A co ze środkiem? On jest dość pomieszany, można by powiedzieć, że zawiera w sobie wszystkie wymienione wyżej rzeczy. Czy ma coś swojego? Na pewną głęboko zakorzenioną wiarę i moralny system wartości – to już sporo, jak na ten zglobalizowany świat.


Mroźne kryminały z północy:


            Półki w księgarniach uginają się. Jęczą z wysiłku. Skrzypią w momentach krytycznych. Sprzedawcy łamią sobie języki na skomplikowanych skandynawskich nazwach. Okładki książek często lśnią bielą północnego śniegu – lub wręcz przeciwnie zdają się ciemnym, pobrudzonym cieniem. Nietrudno przegapić te hordy wymierzonych sprawiedliwości. Często bywają kuszące, bo egzotyczne, mroźne, pozbawione skrupułów. Jak łatwo jest w dzisiejszych czasach kupić bilet na północ, tani, tańszy niż tanie loty lotnicze. To banalny obraz niewymagający zbyt wybujałej wyobraźni. Drzewa w zimie nie rosną, jakie to proste.
            Można powiedzieć, że na kryminałach się znam. Odrobinę. Przeczytałam już nie jeden, więc myślę, iż mogę się w miarę sensownie na ich temat wypowiedzieć. Kryminały Agaty Christie są nie do podrobienia – nieprzewidywalne w swej przewidywalności. Natomiast „Kasacja” Remigiusza Mroza to idealny przykład taniej rozrywki, dla tych niewymagających, obracających się raczej w nie za wysokich kręgach towarzyskich. Natomiast powieść Camilli Läckberg to bardzo grzeczna pozycja, dobra, ciut wyjątkowa z fabułą raczej zwyczajną, aniżeli niezwykłą. Niektórzy postrzegają tę pisarkę jako jedną z „najciekawszych”… dla mnie osobiście jest średnia, taka do przeczytania i szybkiego zapomnienia bez żadnych głębszych refleksji.
            Ile moru i śniegu jest w „Księżniczce z lodu”? Pomijając sam tytuł, to całkiem sporo. Zaspy śnieżne, noc trwająca większość dnia, temperatura sięgająca minus piętnastu stopi, to chleb powszedni dla mieszkańców Fjällbacki. I choć ten cały chłód odegrał w książce pierwsze skrzypce (w pewnej jedynej kwestii), to w zasadzie nie miał większego znaczenia dla całokształtu powieści. Równie dobrze akcji lektury mogłaby się toczyć w upalnej Hiszpanii, gdzie przenosimy się pod sam koniec „Księżniczki z lodu”. Skandynawski kryminał był skandynawskim kryminałem tylko z nazwy, trudno tu rzec o jakimś nowym, odrębnym gatunku. Niemniej jednak dla mnie osobiście klimat północy był jak najbardziej mile widziany, choć nie ukrywam, że o wiele bardziej wolałabym przeczytać dobrą literaturę piękną, opisującą cudowne krajobrazy dalekiego koła podbiegunowego, od średniej, rozrywkowej powieści kryminalnej. Co ciekawe na rynku trudno o współczesną skandynawską literaturę piękną. Jedyną serią książek w tej tematyce, jaką znam, są dzieła Mai Lunde – „Błękit”, oraz „Historia pszczół” (pomijam tutaj powieści Katarzyny Tubylewicz, ponieważ jest to polska, a nie skandynawska pisarka). To dziwne, ponieważ chociażby Szwecja ma dużo wspólnego z tym gatunkiem. Ostatnio przecież uhonorowała noblem Olgę Tokarczuk za jej niezwykłą literaturę piękną. A mogłoby się wydawać, że kraję północy kryminałem stoją – na szczęście nie.




W pewnym opuszczonym północnym miasteczku…:


              Gdy słońce się chowa na miesięcy kilka. Cisza zapada. Niespodziewana, wraz z przyjściem zmroku. Rzesza turystów znika. Tylko od czasu do czasu jakaś grupka niedobitków jeszcze w tę strony zawita. Mieścina to mała. Zaledwie domów kilka przy porcie niewielkim. Wszyscy o sobie wszystko wiedzę. Przynajmniej z pozoru. Żądne ploteczek sąsiadeczki zdaje się, że myją okna nieustannie – bacznie firankę odgarniają i obserwują. A młodzi? Często do większych miast wyjeżdżają z wizytą. Szukają w nich tego, czego nie mogą znaleźć tutaj; To wszystko mrok spowija – ten północny, z domieszką czegoś jasnego.
            I to jest właśnie życie. Na uboczu. Z dala od centrum. Prowincja ma swoje uroki. Klimat wyjątkowy. Niezaprzeczalną prostotę. Tam gdzie dachy są czerwone, a śnieg biały, błyszczący, żyję garstka świata, w spokoju i na spokojnie.

„Bez-ludzie”

Czasem chcę się ukryć
Uciec przez masą spojrzeń niechcianych
Zanurzyć się w ciszy
Znaleźć drzewo co rośnie tylko samotnie

Czasem dużo
To dla mnie zbyt wiele
Chcę powiedzieć STOP
Zamiast męczyć się – niepotrzebnie

Czasem zabiłabym innych ludzi,
Tylko dla jednej chwili błogości;
Czuję, że wypadłam z systemu
Przecież zostaliśmy stworzeni w grupie

Czasem (tak wiem to paradoks)
Pragnę towarzystwa
Przeklinam swój nieświeży oddech
I dziwię się dlaczego większość tak mnie unika


            Na prowincji w północnej Szwecji dochodzi do morderstwa. Ginie młoda, piękna Alexandra Wijkner. To nie samobójstwo, tylko zbrodnia, popełniona o zmroku. Ale sprawiedliwość musi zostać wymierzona, a morderca schwytany. Miejscowy policjant, Patrik Hedströme wraz ze swoją koleżanką z dzieciństwa, Eriką starają się rozwikłać trudną zagadkę. A na północy, pod kocem nocy, gdzie słońce świeci okazyjnie, zdarzyć się może wszystko.


Jak bardzo smakowita jest jedna z najciekawszych szwedzkich pisarek Camilla Läckberg?:


            To był znośny kawałek tortu. Ciasto, które zjeść było można, nawet ze smakiem, ale które do ponownego zrobienia już się nie nadaje. Cóż faktem jest, że każdy ma nieco inne kupki smakowe, nie każdemu będzie smakować tak samo, to co dla jednych będzie wybitne, a dla drugich co najwyżej średnie. Więc gdzie jest ten fenomen kryminałów Läckberg, który zdaje się nie ma cały świat już obiegł (przetłumaczenie książki na ponad 35 języków znacznie rozszerza czytelnicze horyzonty)? Niestety ja w tej pozycji go nie dostrzegam.
            „Księżniczka z lodu”. Kryminał dobry. Średni na tle tym podobnych lektur. Dlaczego? Fabuła – nic nazbyt oryginalnego. Język – poprawny, ale zwyczajny. Bohaterowie – prawdziwi, lecz nie aż tak głębocy, jakbym tego chciała. Świat przedstawiony – autorka nie musiała się za wiele wysilać; Jedynie co zwróciło moją uwagę był jeden wątek, wpleciony w sposób ciekawy i nieprzewidywalny. Jeszcze tło tego kryminału jest dobrze narysowane. Cieszy mnie to, że tam na północy toczy się jeszcze „zwyczajne” życie, identyczne do tego, które jest tutaj; Czy polecam? Jak muszę to owszem, jak nie to radziłabym wybrać coś bardziej ambitnego, rozbudowanego i przede wszystkim głębszego.


            Czy można zabić? Tak po prostu w trosce o własne dobro? Wydaje się to nieprawdopodobne. Zupełnie surrealistyczne. A jednak prawdziwe. 



Komentarze